Pandemia jest, wesele też

Felieton na podstawie książki „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego

Wehikuł czasu przeniósł chatę weselną do 2021 roku. Oczywiście na wioskę, w środek lasu, żeby nie ogłoszono „nielegalnego zgromadzenia”. Chociaż dobiegające z chaty okrzyki zmarłego by obudziły.

Na szczęście nie było nocy żywych trupów, tylko chodzące siano zwane Chochołem.

Na początku nic szczególnego. Rozmowy, badanie gruntu, powiew świeżości, nadzieja, wszyscy zadowoleni. Później przybył Chochoł. Seria niefortunnych zdarzeń rozpoczęta.

Zacznijmy od Maryśki. Tęskni za swoim kochankiem, który dostarczał jej wielu emocji. Przypominając sobie piękne chwile uniesienia, ma wątpliwości, czy powinna zaangażować się emocjonalnie w związek ze „zwykłym Cześkiem”, który zapewnia jej bezpieczeństwo i w sumie nie można mu niczego zarzucić. Podsumowując, zachowanie typowej kobiety – jest dobry chłop, a ta chce tego, którego nie może mieć i w sumie nie powinna, jeśli chce zachować zdrowie psychiczne.

Przejdźmy teraz do Dziennikarza. Chce on wybawić naród z opresji. Przeżywa kryzys. Uświadamia sobie, że za jego słowami nie stały żadne czyny. Chce zmiany. Pragnie być wybawicielem narodu, uratować kraj. Osobiście popieram. Wiemy przynajmniej, że nie ma depresji. Gdyby ją miał, to uznałby ten pomysł za głupotę, ponieważ nie ma żadnych przesłanek za tym, że to się uda. Z taką postawą może osiągnąć wielki sukces.

Poeta przypomina mi takiego typowego smutnego chłopaka, który lubi zatracać się w melancholii. Patrzy się na niego i myśli, że ma depresję, a on po prostu lubi ulegać nostalgii. Taka jest jego natura. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie przybył „Rycerz” i nie nazwał go nędzarzem. Niby taki honorowy, a obraża ludzi. W sumie to nie brałabym jego słów na poważnie. W końcu jest to tylko jego krytyk wewnętrzny.

Z tego wszystkiego Hetman z Upiorem są najgorsi.

Pan Młody postąpił wbrew wizji Hetmana. Ożenił się z kim chciał, jest szczęśliwy, a komuś się to nie podoba. Szczyt absurdu. Ten prześladowca niech się lepiej zajmie swoim szatanem.

Współczuję nie tylko Panu Młodemu, ale także Dziadowi, który musiał uporać się z Upiorem, demonem przeszłości. Ciągle przypominał mu o traumatycznych wydarzeniach, które nie pozwalały mu iść do przodu i cieszyć się życiem. Na szczęście, po pewnym czasie taki stan mija. Powiedzenie: „czas leczy rany” okazuje się prawdziwe.

Największym słoneczkiem całej historii jest Wernyhora. Daje gospodarzowi złoty róg i nie oczekuje niczego w zamian. Takich ludzi ze świecą szukać. Jednak czar pryska, kiedy Jasiek gubi róg. Ale tego nawet nie będę komentować…

W tym miejscu Chochoł okazuje się toksycznym człowiekiem, który pod przykrywką siana dążył do zmanipulowania wszystkich ludzi w chacie.

Na koniec dodam, że jedyną normalną osobą na weselu była Isia. Walczyła o to, żeby Chochoł odszedł. Użyła ostrych słów… Może w tym tkwił problem?

Skip to content